Przejdź do głównej zawartości

Nawiedzona matka



Macierzyństwo samo w sobie jest cudownym doświadczeniem. Niestety dość często otoczka jaką fundują inni zaczyna to piękno zakłócać. Odwieczne porównania, krytykowanie, wytykanie błędów, nauki, o które nie prosimy potrafią zapędzić człowieka w ślepą uliczkę.

Siedzisz, zastanawiasz się co robisz nie tak, dlaczego dziecko sąsiadki/ kuzynki/ koleżanki wygląda, zachowuje się inaczej. W pewnym momencie stwierdzasz, że to w tobie tkwi błąd. W twoim podejściu do życia, zasadach, przekonaniach. Chcesz być wyluzowana, wygrać licytację, kto mniej się spina w wychowaniu dziecka...

Zaczynasz postępować tak jak mówią inni...
Nie tędy droga. "Prawda jest jak dupa- każdy ma swoją"- pasuje tu idealnie. Co tym razem dla Was mam? Kilka punktów, które ewidentnie działają mi na nerwy.

1. Katar to nie choroba.

Napisałam kiedyś na fp, że dziękuję matkom, które przyprowadzają chore dzieci na plac zabaw. Oberwało mi się, że jestem przewrażliwiona, że katar to nie choroba, dziecku na podwórku się lepiej oddycha. Prawda to jest nie przeczę. Jednak moje dziecko po kontakcie ze zwykłym katarkiem ląduje u lekarza z gorączką i katarem ropnym. Dwa tygodnie siedzenia w domu, faszerowanie lekami, ponieważ naturalne metody nie działają. Zabronić nikomu nie mogę przychodzenia na ogólnodostępny plac zabaw. Sama rezygnuję z wizyt na nim widząc dzieci z gilem do pasa. 

Wizyta u lekarza. Kobieta z córką czeka w kolejce. Pyta z czym przyszłyśmy, odpowiadam zgodnie z prawdą, że z katarem. Pani śmieje się i próbuje mnie uświadomić, że katar to nie choroba i nie trzeba z tym do lekarza iść. Mówię więc jaki to katar. Szyderczy uśmiech znika z twarzy, zabiera dziecko, żeby się nie zaraziło. 

I teraz nie wiem czy jestem przewrażliwiona, czy rzeczywiście katar to choroba ;)

2. Matki helikoptery

Pozwól dziecku na więcej luzu. Ja swojemu pozwalam, niech się bawi, korzysta, uczy.... no ok, a za chwilę twoje swobodne dziecko przewraca moje na dość wysokich schodach, które prowadzą na zjeżdżalnię. Nic to, że jest dwa razy większe, leci nie patrząc na młodszych uczestników zabawy.
Mija jakiś czas, inne dziecko zjeżdża z góry, a twoje wchodzi właśnie z dołu. Stanie się coś. No niestety nieszczęśliwy wypadek, dzieci się bawiły... 

Wiem jaki temperament ma moje dziecko, wiem, że przez nieuwagę mogłaby malucha jakiegoś potrącić, uderzyć itp. ( oczywiście nie specjalnie). Jestem więc obok, zwracam uwagę nie tylko na swoje, ale również na inne dzieci. Pozwalam również innym na zwrócenie uwagi Młodej ( oczywiście w kulturalny sposób). Niestety większość rodziców w takiej sytuacji od razu atakuje osobę, która upomniała potomka. Najlepsze, że w większości przypadków nie wie nawet co zaszło, ale broni "niewinnego" dziecka.

3. Ubiór 

Tu chyba jest największe pole do popisu.
Ktoś ubrał za cienko, ktoś ubrał za grubo. Jedno dziecko ma czapeczkę, drugie nie ma. Oczywiście najczęściej za nawiedzone uchodzą te matki, które ubrały nieco grubiej. Ja osobiście jestem zwolenniczką cieńszego ubierania, ale czasem zdarza mi się ubrać zarówno Młodą jak i siebie za ciepło. Nikt nie jest doskonały, każdemu mogą zdarzyć się wpadki.

To, że twoje dziecko idzie w koszulce, sandałkach i krótkich szortach nie znaczy, że drugie, które ma na sobie bluzę, długie spodnie i zakryte buty jest ubrane źle.
Nie wiesz czy nie ma paskudnej alergii na słońce, czy nie jest po okropnej chorobie, która ledwo się skończyła. Nie wiesz o tym człowieczku nic poza tym, że jest według ciebie za grubo ubrany.

Jedni są zmarźlakami, innym wiecznie gorąco. Każdy z nas inaczej odczuwa temperatury na zewnątrz. 

Taka sytuacja: na podwórku -20 stopni, ziąb okropny, mi widać tylko oczy, taka opatulona jestem, widzę mojego tatę wychodzącego z pracy, uwaga na krótki rękaw. Niejednokrotnie ludzie widząc nas razem na mieście muszą mieć niezły ubaw. Ja ubrana, on rozebrany jakby lato było.

Zanim zarzucisz opiekunowi dziecka, że jest przewrażliwiony, ugryź się trzy razy w jęzor i powstrzymaj głupie komentarze.

4. Jedzenie

Nie dajesz dziecku słodyczy, konkretnych produktów- zabierasz mu dzieciństwo. My jedliśmy i nic nam nie było. I tu ponownie- skąd wiesz, czy dany produkt nie wpływa źle na organizm malucha, czy nie jest alergikiem, cukrzykiem itp. Nikt nie ma tego wypisanego na czole, nie musi wszystkim obwieszczać. Daj człowieku spokój rodzicowi, on wie co robi i co jest najlepsze dla jego dziecka. Ty pojawiasz się na chwilę, siejesz zamęt i znikasz, a niesmak pozostaje.

Podsumowując- zanim kogoś ocenisz, załóż jego buty, przejdź jego ścieżki i dopiero otwieraj buzię w celu "szkolenia". Zastanów się czy ty wszystko robisz idealnie. Najpierw krzyczysz, żeby nie oceniać, a po chwili sam to robisz. Dla mnie to trochę dziwne- pewnie jakiś lekarz mógłby to zdiagnozować jako zaburzenia, ja lekarzem nie jestem więc tego nie zrobię. Jedno mówisz, drugie robisz. Może w kreowaniu się na wyluzowanego człowieka gubisz się w swoich nieco podkoloryzowanych zeznaniach?

Nie wiem, ale jedno jest pewne- niech każdy zajmie się swoim cyrkiem a będzie dobrze. Dopóki wobec dziecka nie jest stosowana przemoc i inne niedopuszczalne czyny możesz być spokojny, twoja interwencja nie jest potrzebna.

Komentarze